czy tak trudno byc poeta?
Ja w moim bardzo, bardzo zimowym ogrodzie dostrzeglam wczoraj piekno...... ukrytych w krzakach ptaszkow.
Jedne malutkie skulone, inne wielkie napuszone, ale napewno wszystkie bardzo zmarzniete i glodne!!!
Nie chcialam ich sploszyc i zdjecie zrobilam z ukrycia ..... tylko na 1 m2 naliczylam ich az 5-ciuch!!!
Karmiki juz powystawiane i pozawieszane, "dozywocie" u mnie maja wiec zapewnione.
wtorek, 30 listopada 2010
poniedziałek, 29 listopada 2010
Choinkowe misterium.........
Chyba wyznacze wielka nagrode ....dla tego, kto pomoze mi rozwiazac zagadke i znalezc odpowiedz na pytanie: kto podmienil moja choinke?
W tym roku moje kochane wnusieta beda spedzac swieta u dziadkow w Polsce. Postanowilam wiec ograniczyc troszeczke wszystkie "musze" i zamiast dorodnej, wielkiej ..... do samego sufitu choinki "zorganizowac" kilka swiatecznych stroikow, ktore zapachem a nie wielkoscia nadadza urokow Swietom.
Musze przyznac, ze nawet poczulam ulge ..... nie musialam bowiem planowac dokonania "przewrotu grudniowego", a zaplanowac tylko wspolny wyjazd w celu zakupu choinki adwentowej, ktora ma stac na zewnatrz, wiec nie musi miec wszystkich cech mojej choinki. To znaczy: nie musi to byc droga jodla czy jakas koreanka, wystarczy poprostu zwykly swierk ............. ale musi byc symetryczny, stabilny ...... i naturalnie dosc wysoki.
Podczepilismy do samochodu przyczepke i wybralismy sie w piatkowe popoludnie do centrum ogrodniczego na zakup choinki.
Plac, nie przesadze gdy powiem, ze o powierzchni 1 ha wypelniony byl po brzegi choinkami. W oddzielnych sektorach staly posegregowane choinki szlachetne: wg gatunkow i masci .......... i w oddzielnych "pospolite swierki". Tych, chyba ze wzgledu na nizsza cene, byly krocie i uszeregowane wg rozmiarow.
Rozpoczelismy poszukiwanie tej naszej - jednej jedynej. Ja rozpoczelam "od prawicy"( ta orientacja towarzyszy mi dosc czesto w roznych dziedzinach zycia) bo tam staly te najwyzsze, maz moj "od lewicy".
Przebieralismy, ogladalismy, podgladalismy sie nawzajem .... az wreszcie stanelismy na przeciw siebie, kazde z nas z choinka w rece ......... o odleglosci ......... okolo 50 m.
Kazde z nas uwazalo, ze znalazlo te idealna.
Maz zachwalal swoja i przywolywal mnie o ogladniecia z bliska jego "zdobyczy".
Pomyslalam musze wykazac troche dyplomacji, nie moge tak odrazu zdegradowac jego wyboru. Oparlam ta moja wybranke w "charakterystyczny sposob", aby pozniej szybko ja odnalezc wsrod tysiecy pozostalych i podazylam w strone meza.
Pochwalilam wybor, ale ...............ocenilam, ze jest odrobinke za mala, wiec zaprosilam do oceny "moich gustow".
Zimno i ostry wiatr zaczaly nam troche doskwierac. Maz stwierdzil, ze poniewaz choinka ma stac na zewnatrz to nie ma wiekszego znaczenia jaka wezmiemy. Ucieszona zlapalam.....ta moja - zaznaczona i podazylismy w strone "pakowalni" - gdzie choinka zostala "ubrana w ponczoszke".
Zaplacona choinke ulozylismy na przyczepce i pojechalismy do domu, no nie tak odrazu, bo na chwilke zatrzymalismy sie w centrum handlowym aby zrobic weekendowe zakupy.
Po powrocie do domu choinka zostala zamknieta w garazu w celu "rozmrozenia".
Wczaraj mezulek moj oprawil i przyozdobil choinke. W zamieci snieznej wygladala nawet bardzo uroczo, gdy mrugala do mnie swiatelkami..............
Obudzona dzisiejszego ranka pieknym sloneczkiem postanowilam uwietrznic na zdjeciu ta nasza tegoroczna choinke adwentowa. Zlapalam aparat ........... i nagle zaniemowilam ............ byc moze jest to nasza, bo stoi w naszym ogrodzie ...........ale nie moja choinka!!!
Moja byla o co najmniej 1 metr wyzsza i wiele, wiele ladniejsza!!!
............ wiec...... co stalo sie z moja choinka?
W tym roku moje kochane wnusieta beda spedzac swieta u dziadkow w Polsce. Postanowilam wiec ograniczyc troszeczke wszystkie "musze" i zamiast dorodnej, wielkiej ..... do samego sufitu choinki "zorganizowac" kilka swiatecznych stroikow, ktore zapachem a nie wielkoscia nadadza urokow Swietom.
Musze przyznac, ze nawet poczulam ulge ..... nie musialam bowiem planowac dokonania "przewrotu grudniowego", a zaplanowac tylko wspolny wyjazd w celu zakupu choinki adwentowej, ktora ma stac na zewnatrz, wiec nie musi miec wszystkich cech mojej choinki. To znaczy: nie musi to byc droga jodla czy jakas koreanka, wystarczy poprostu zwykly swierk ............. ale musi byc symetryczny, stabilny ...... i naturalnie dosc wysoki.
Podczepilismy do samochodu przyczepke i wybralismy sie w piatkowe popoludnie do centrum ogrodniczego na zakup choinki.
Plac, nie przesadze gdy powiem, ze o powierzchni 1 ha wypelniony byl po brzegi choinkami. W oddzielnych sektorach staly posegregowane choinki szlachetne: wg gatunkow i masci .......... i w oddzielnych "pospolite swierki". Tych, chyba ze wzgledu na nizsza cene, byly krocie i uszeregowane wg rozmiarow.
Rozpoczelismy poszukiwanie tej naszej - jednej jedynej. Ja rozpoczelam "od prawicy"( ta orientacja towarzyszy mi dosc czesto w roznych dziedzinach zycia) bo tam staly te najwyzsze, maz moj "od lewicy".
Przebieralismy, ogladalismy, podgladalismy sie nawzajem .... az wreszcie stanelismy na przeciw siebie, kazde z nas z choinka w rece ......... o odleglosci ......... okolo 50 m.
Kazde z nas uwazalo, ze znalazlo te idealna.
Maz zachwalal swoja i przywolywal mnie o ogladniecia z bliska jego "zdobyczy".
Pomyslalam musze wykazac troche dyplomacji, nie moge tak odrazu zdegradowac jego wyboru. Oparlam ta moja wybranke w "charakterystyczny sposob", aby pozniej szybko ja odnalezc wsrod tysiecy pozostalych i podazylam w strone meza.
Pochwalilam wybor, ale ...............ocenilam, ze jest odrobinke za mala, wiec zaprosilam do oceny "moich gustow".
Zimno i ostry wiatr zaczaly nam troche doskwierac. Maz stwierdzil, ze poniewaz choinka ma stac na zewnatrz to nie ma wiekszego znaczenia jaka wezmiemy. Ucieszona zlapalam.....ta moja - zaznaczona i podazylismy w strone "pakowalni" - gdzie choinka zostala "ubrana w ponczoszke".
Zaplacona choinke ulozylismy na przyczepce i pojechalismy do domu, no nie tak odrazu, bo na chwilke zatrzymalismy sie w centrum handlowym aby zrobic weekendowe zakupy.
Po powrocie do domu choinka zostala zamknieta w garazu w celu "rozmrozenia".
Wczaraj mezulek moj oprawil i przyozdobil choinke. W zamieci snieznej wygladala nawet bardzo uroczo, gdy mrugala do mnie swiatelkami..............
Obudzona dzisiejszego ranka pieknym sloneczkiem postanowilam uwietrznic na zdjeciu ta nasza tegoroczna choinke adwentowa. Zlapalam aparat ........... i nagle zaniemowilam ............ byc moze jest to nasza, bo stoi w naszym ogrodzie ...........ale nie moja choinka!!!
Moja byla o co najmniej 1 metr wyzsza i wiele, wiele ladniejsza!!!
............ wiec...... co stalo sie z moja choinka?
niedziela, 28 listopada 2010
Czy............ dawniej bylo lepiej..............
Pytanie "stare jak swiat" i jak zwykle pozostajace bez jednoznacznej odpowiedzi.
Warte jednak ....... aby od czasu do czasu go zadac. Rozmyslalam nad tym pytaniem wczoraj wieczorkiem i kontynuowalam rozmyslania dzisiejszego poranka. Jedyna madra mysl albo jak ktos woli odpowiedz przyszla mi do glowy, ze w kazdym razie........ dawniej bylo inaczej.
Kiedy przeprowadzilam sie do Szwecji bylam bardzo ciekawa wszystkich obyczajow, tradycji, sposob obchodzenia wszelkich swiat.
Szczegolnie tych, ktore byly mi nieznane, jak np. rozpoczynajacy sie dzisiaj Adwent.
Byl to bardzo uroczysty dzien dla wszystkich, a szczegolnie dzieciakow. Wszedzie pachnialo glöggiem (grzancem), piernikami i szafranowymi buleczkami. Z glosnikow rozbrzmiewala Bozo-Narodzeniowa muzyka.
Po raz pierwszy zapalano adwentowe choinki. W wielkim napieciu odslaniano, w wielkiej tajemnicy udekorowane, wystawy sklepowe. Odbywaly sie konkursy na najladniejsze i najciekawsze "okno wystawowe". Wszedzie byly tlumy usmiechnietych, radosnych ludzi.
Byl to dzien, na ktory sie czekalo!!!
............. a jak jest teraz ?
Choinki migoca swiatelkami juz od 3-4 tygodni, swiateczna muzyka zamiast radowac - denerwuje, swiateczne wystawy juz sie "opatrzyly", a organizowane przez "ostatnich entuzjastow" bazary swiateczne z kazdym rokiem maja coraz mniej "odwiedzajacych".
Wybralismy sie wczoraj na taki wlasnie doroczny jarmark adwentowy ........... i byc moze dosc niska temperatura byla przyczyna, ale to co mnie uderzylo............ to niewielka ilosc ludzi w prownaniu z poprzednimi latami
okrazony zwykle przez smakoszy marcepanu "producent prosiakow" w ciszy i skupieniu w niesamowitym tempie produkowal swinki i ukladal je "pietrowo"
...wystepy wspanialego choru kameralnego nie przyciagnely zbyt wielkich tlumow melomanow
......... a szkoda.
Po jarmarku wpadlismy na chwile do galerii handlowej ............. a tam tlumy ludziskow, parkingi zapchane, wszedzie scisk, pisk i tlok.
Moze to tak teraz obchodzic bedziemy nasze wielkie swieta ?
W takim razie nasuwa mi sie pytanie .........czy zauwazymy jakas roznice miedzy swietem .... a codziennoscia?
Warte jednak ....... aby od czasu do czasu go zadac. Rozmyslalam nad tym pytaniem wczoraj wieczorkiem i kontynuowalam rozmyslania dzisiejszego poranka. Jedyna madra mysl albo jak ktos woli odpowiedz przyszla mi do glowy, ze w kazdym razie........ dawniej bylo inaczej.
Kiedy przeprowadzilam sie do Szwecji bylam bardzo ciekawa wszystkich obyczajow, tradycji, sposob obchodzenia wszelkich swiat.
Szczegolnie tych, ktore byly mi nieznane, jak np. rozpoczynajacy sie dzisiaj Adwent.
Byl to bardzo uroczysty dzien dla wszystkich, a szczegolnie dzieciakow. Wszedzie pachnialo glöggiem (grzancem), piernikami i szafranowymi buleczkami. Z glosnikow rozbrzmiewala Bozo-Narodzeniowa muzyka.
Po raz pierwszy zapalano adwentowe choinki. W wielkim napieciu odslaniano, w wielkiej tajemnicy udekorowane, wystawy sklepowe. Odbywaly sie konkursy na najladniejsze i najciekawsze "okno wystawowe". Wszedzie byly tlumy usmiechnietych, radosnych ludzi.
Byl to dzien, na ktory sie czekalo!!!
............. a jak jest teraz ?
Choinki migoca swiatelkami juz od 3-4 tygodni, swiateczna muzyka zamiast radowac - denerwuje, swiateczne wystawy juz sie "opatrzyly", a organizowane przez "ostatnich entuzjastow" bazary swiateczne z kazdym rokiem maja coraz mniej "odwiedzajacych".
Wybralismy sie wczoraj na taki wlasnie doroczny jarmark adwentowy ........... i byc moze dosc niska temperatura byla przyczyna, ale to co mnie uderzylo............ to niewielka ilosc ludzi w prownaniu z poprzednimi latami
okrazony zwykle przez smakoszy marcepanu "producent prosiakow" w ciszy i skupieniu w niesamowitym tempie produkowal swinki i ukladal je "pietrowo"
...wystepy wspanialego choru kameralnego nie przyciagnely zbyt wielkich tlumow melomanow
......... a szkoda.
Po jarmarku wpadlismy na chwile do galerii handlowej ............. a tam tlumy ludziskow, parkingi zapchane, wszedzie scisk, pisk i tlok.
Moze to tak teraz obchodzic bedziemy nasze wielkie swieta ?
W takim razie nasuwa mi sie pytanie .........czy zauwazymy jakas roznice miedzy swietem .... a codziennoscia?
Hosianna.....
..... syn Dawida.....
Kiedy zabrzmia te slowa ........
Adwent zainaugurowany!!!
sluchajac tego pieknego Psalmu zapalilam .....pierwsza swieczke
PS. Håkan Hagegård - solista w zamieszczonym nagraniu to duma naszej krainy!!!
25 listopada obchodzil swoje 65- urodziny - gratulacje.
Kiedy zabrzmia te slowa ........
Adwent zainaugurowany!!!
sluchajac tego pieknego Psalmu zapalilam .....pierwsza swieczke
PS. Håkan Hagegård - solista w zamieszczonym nagraniu to duma naszej krainy!!!
25 listopada obchodzil swoje 65- urodziny - gratulacje.
sobota, 27 listopada 2010
Wielkie gratulacje
Wzruszenie odebralo mi slowa...............
Byla moja faworytka od pierwszego tonu.
Serdeczne gratulacje i zyczenia na przyszlosc
Byla moja faworytka od pierwszego tonu.
Serdeczne gratulacje i zyczenia na przyszlosc
Kompromisy..............
.....czyli dylemtow na temat standardu ciag dalszy.
Wczorajszy dzien - wolny od obowiazkow sluzbowych - planowalam spedzic z zgodnie z moimi zalozeniami standartowymi - czyli "lezac do gory brzuchem". W drodze na ulubiona kanape spojrzalam przez okno.
Moi perfekcyjni (czyt. "o wysokim standarcie") sasiedzi juz udekorowali swoje domy i posesje w oczekiwaniu na 1-szy dzien Adwentu ......... a u mnie jeszcze nic.
Postanowilam ze pojde na kompromis : nie zejde do poziomu podlogi a ogranicze sie do okien, bo te widac z zewnatrz........
Zlapalam "szmatke cud" i zaczelam pucowac.....tylko od wewnatrz - wiec nastepny kompromis. Powiesilam adwentowe gwiazdki ......... i zrobilo sie cudownie - swiatecznie, pod warunkiem ze nie bedziemy sie zblizac..... do okien.
W czesci kuchennej zawisla ....... "konsomolskaja zwiezda"
W salonie .... odznaka bogactwa ........."czyste srebro"
w jadalni ......... obowiazuje ...."minimalizm".
Czyli wszystko zgodnie z obowiazujacymi trendami.
"Trendowate" sa rowniez adwentowe swieczniki, ktore juz sa gotowe i czekaja na ........."podpalenie" pierwszej swieczki ............. ale to dopiero w niedziele!!!
Ale juz dzisiaj ............. zycze wszystkim moim czytelnikom - milego Adwentu!!!
Wczorajszy dzien - wolny od obowiazkow sluzbowych - planowalam spedzic z zgodnie z moimi zalozeniami standartowymi - czyli "lezac do gory brzuchem". W drodze na ulubiona kanape spojrzalam przez okno.
Moi perfekcyjni (czyt. "o wysokim standarcie") sasiedzi juz udekorowali swoje domy i posesje w oczekiwaniu na 1-szy dzien Adwentu ......... a u mnie jeszcze nic.
Postanowilam ze pojde na kompromis : nie zejde do poziomu podlogi a ogranicze sie do okien, bo te widac z zewnatrz........
Zlapalam "szmatke cud" i zaczelam pucowac.....tylko od wewnatrz - wiec nastepny kompromis. Powiesilam adwentowe gwiazdki ......... i zrobilo sie cudownie - swiatecznie, pod warunkiem ze nie bedziemy sie zblizac..... do okien.
W czesci kuchennej zawisla ....... "konsomolskaja zwiezda"
W salonie .... odznaka bogactwa ........."czyste srebro"
w jadalni ......... obowiazuje ...."minimalizm".
Czyli wszystko zgodnie z obowiazujacymi trendami.
"Trendowate" sa rowniez adwentowe swieczniki, ktore juz sa gotowe i czekaja na ........."podpalenie" pierwszej swieczki ............. ale to dopiero w niedziele!!!
Ale juz dzisiaj ............. zycze wszystkim moim czytelnikom - milego Adwentu!!!
piątek, 26 listopada 2010
Albowiem prysly zmysly.............
..............albowiem prysły zmysły
jak pajęczyny wątła nić.
jak pajęczyny wątła nić.
Od kilku lat zylam w przeswiadczeniu, ze osiagnelam w zyciu dosc wysoki standard.
Standard, ktorego wymiernikiem jest czas ........ a nie pieniadze, bo te jakos dziwnie nie chca sie mnie trzymac. Wylewaja sie z mojej kieszeni szybciej ......... niz ja wypelniaja.
"Czas wlasny" .......... moj czas, ktory moglam planowac i wykorzystywac wedlug moich potrzeb i nastrojow.
Czas, ktory moglam wykorzstac siedzac przed komputerem, czas poswiecony czytaniu i rozszerzaniu horyzontow myslowych, czas dla moich wnusiat, czas spedzony na swiezym powietrzu .............. albo poprostu czas bezczynny polegajacy na "lezeniu do gory brzuchem" - stal sie moim najwiekszym bogactwem.
Szczycilam sie bardzo osiagnieta pozycja zyciowa i bardzo dbalam o to aby ten standard zachowac. Stworzylam sobie wlasna skale wartosciowania ........... i wszystkim przyziemnym czynnosciom jak sprzatanie, pucowanie, ukladanie, prasowanie nadalam bardzo niska range. Czulam sie kobieta wolna, niezalezna!!!
I nagle dowiedzialam sie ze w otaczajacym mnie swiecie zmienily sie wzorce.
Wysoki standard zyciowy nadal jest wymierzany wymiernikiem czasu, ale............... czasu poswiecanego na "prozaiczne zajecia domowe".
Im wiecej "zapachow" srodkow czyszczacych wyleci z naszego domu po otwarciu drzwi na zewnatrz, im bardziej blyszczace i wypolerowane podlogi i meble, bardziej lsniace okna ................tym wyzszy standard domownikow (czyt. pani domu).
Ot i zrobil sie problem - czy ulec nowym trendom ................... czy poprostu pogodzic sie z "obnizeniem standardu zyciowego"?
czwartek, 25 listopada 2010
Nie kazdy ma takie szczescie...........
... zeby tak poprostu .... i zupelnie za darmo byc na absolutnym topie!!!
Na najblizszy sezon letni obowiazuja wielkie tylki!!!
(zdjecie "pozyczone" z Aftonbladet)
Poczulam sie bardzo luksusowo, ze nie musze korzystac z "protez" ....... i z radoscia spalaszowalam kilka wspanialych czekoladek z nadzieja, ze "uloza" sie w odpowiednim miejscu.
Na najblizszy sezon letni obowiazuja wielkie tylki!!!
(zdjecie "pozyczone" z Aftonbladet)
Poczulam sie bardzo luksusowo, ze nie musze korzystac z "protez" ....... i z radoscia spalaszowalam kilka wspanialych czekoladek z nadzieja, ze "uloza" sie w odpowiednim miejscu.
środa, 24 listopada 2010
Wesoly autobus.............
...czyli dywagacje powyborcze.
Napisalam dywagacje z pelna swiadomoscia znaczenia tego slowa. Bo dla mnie jest to calkowicie obojetne jaka opcja i jakie przekonania polityczne maja poszczegolni kandydaci na prezydenta miasta, pod warunkiem, ze poprawia warunki zycia moich bliskich, ktorym nadal jest dane zyc w Czestochowie. Ja natomiast bede mogla ich czesciej odwiedzac bez narazania mojego zdrowia na uszczerbek, a moich konczyn na zlamania w wyniku ciaglego potykania sie na straszliwych chodnikach.
Ale przeciez mialo byc o wesolym autobusie, ktory wzbudzal zainteresowanie na ulicach Czestochowy podczas kampanii wyborczej do samorzadow.
Wzbudzil i moje zainteresowanie ............ bo taki inny - taki londynski!!!
Z okien autobusu dobiegala glosna rockowa muzyka i powiewaly setki bialych balonow. Slychac bylo rowniez smiech i radosne okrzyki.
Przystanelysmy razem z wnusia i popatrzylysmy na jadacy wesoly autobus. Obok nas zebrala sie dosc znaczna ilosc "gapiow", ktorzy dosc glosno komentowali: autobus i kandydata. Stojaca obok mnie kobieta powiedziala -ON wygra - bo to madry czlowiek - po politechnice!
Niesmialo zapytalam - a kto to jest ten ON i jaka reprezentuje opcje.
W odpowiedzi uslyszalam ze to p. Krzysztof Matyjaszczyk z SLD i cala plejade jego zalet. Ludzie wokol zgodnie potakiwali glowami.
Nie wiem czy to zasluga wesolego autobusu ? ............ czy czegos innego, ale to byl jedyny kandydat, o ktorym dowiedzialam sie czegos podczas moich wedrowek po miescie mojej mlodosci. Wszyscy pozostali kandydaci "spogladali na mnie" z plakatow, lub resztek plakatow rozwieszonych na drzewach, murach, slupach...........albo jeszcze gorzej .........walajacych sie po ulicach i trawnikach.
Po powrocie do domu sledzac wyniki wyborow szczegolna uwage poswiecilam Czestochowie .......... chcialam sie przekonac czy magia wesolego autobusu zadzialala.
Chyba tak................. bo co prawda p. Matyjaszek nie wygral wyborow w pierwszej turze, ale otrzymal najwiecej bo az 45,83 % glosow.
Troche mnie to zdziwilo, bo wyobrazalam sobie, ze w Czestochowie - miescie specyficznym - wiekszosc zdobedzie inna opcja.
Tak czy inaczej wesoly autobus przywolal w mojej duszy wiele sentymentalnych wspomnien. Wydalo mi sie, ze nawet uslyszalam fraze, ktora ja asocjuje do Wesolego autobusu ..............
Jak sie mata kochane ludziska???
Napisalam dywagacje z pelna swiadomoscia znaczenia tego slowa. Bo dla mnie jest to calkowicie obojetne jaka opcja i jakie przekonania polityczne maja poszczegolni kandydaci na prezydenta miasta, pod warunkiem, ze poprawia warunki zycia moich bliskich, ktorym nadal jest dane zyc w Czestochowie. Ja natomiast bede mogla ich czesciej odwiedzac bez narazania mojego zdrowia na uszczerbek, a moich konczyn na zlamania w wyniku ciaglego potykania sie na straszliwych chodnikach.
Ale przeciez mialo byc o wesolym autobusie, ktory wzbudzal zainteresowanie na ulicach Czestochowy podczas kampanii wyborczej do samorzadow.
Wzbudzil i moje zainteresowanie ............ bo taki inny - taki londynski!!!
Z okien autobusu dobiegala glosna rockowa muzyka i powiewaly setki bialych balonow. Slychac bylo rowniez smiech i radosne okrzyki.
Przystanelysmy razem z wnusia i popatrzylysmy na jadacy wesoly autobus. Obok nas zebrala sie dosc znaczna ilosc "gapiow", ktorzy dosc glosno komentowali: autobus i kandydata. Stojaca obok mnie kobieta powiedziala -ON wygra - bo to madry czlowiek - po politechnice!
Niesmialo zapytalam - a kto to jest ten ON i jaka reprezentuje opcje.
W odpowiedzi uslyszalam ze to p. Krzysztof Matyjaszczyk z SLD i cala plejade jego zalet. Ludzie wokol zgodnie potakiwali glowami.
Nie wiem czy to zasluga wesolego autobusu ? ............ czy czegos innego, ale to byl jedyny kandydat, o ktorym dowiedzialam sie czegos podczas moich wedrowek po miescie mojej mlodosci. Wszyscy pozostali kandydaci "spogladali na mnie" z plakatow, lub resztek plakatow rozwieszonych na drzewach, murach, slupach...........albo jeszcze gorzej .........walajacych sie po ulicach i trawnikach.
Po powrocie do domu sledzac wyniki wyborow szczegolna uwage poswiecilam Czestochowie .......... chcialam sie przekonac czy magia wesolego autobusu zadzialala.
Chyba tak................. bo co prawda p. Matyjaszek nie wygral wyborow w pierwszej turze, ale otrzymal najwiecej bo az 45,83 % glosow.
Troche mnie to zdziwilo, bo wyobrazalam sobie, ze w Czestochowie - miescie specyficznym - wiekszosc zdobedzie inna opcja.
Tak czy inaczej wesoly autobus przywolal w mojej duszy wiele sentymentalnych wspomnien. Wydalo mi sie, ze nawet uslyszalam fraze, ktora ja asocjuje do Wesolego autobusu ..............
Jak sie mata kochane ludziska???
wtorek, 23 listopada 2010
Serce w rozterce........
..............to moje serce. Dolegliwosc, ktora nasila sie podczas kazdego pobytu w Polsce i utrzymuje sie kilka tygodni po powrocie do domu.
Dolegliwosc, ktora powoduje "zachwiana rownowage emocjonalna".
Ciesze sie jak dziecko mozliwoscia spotkania bliskich mi osob, okazja do wspomnien lat spedzonych w Polsce i milych chwil przezytych w gronie przyjaciol, odwiedzenia miejsc bliskich sercu, ale .................. no wlasnie ale .....i to nie jedno, a kilka tych ale, ktore sprawiaja, ze pelnia szczescia nigdy nie moze byc kompletna.
Pierwsze ale - to zanieczyszczenie powietrza, ktore mnie alergikowi doskwiera najbardziej!!! Spaliny samochodowe, czad wydobywajacy sie z kominow rozlega sie wszedzie, utrudnia oddychanie, drapie w gardle, powoduje lzawienie i swedzenie oczu.
Drugie ale - to ruch drogowy - szybkosc, styl i brawura. Serce moje nie jest przyzwyczajne do takiego rodzaju przezyc. Chwilami przestaje calkowicie bic, aby za chwile walic 300 uderzen na min. Nie lubie takich "arytmii", a jazde slalomem preferuje ...... na stokach narciarskich.
Moja niespelna 6-letnia ukochana wnusia, stwierdziala ze w Polsce sa najszybsze taksowki na swiecie!!! - tylko samoloty sa szybsze od polskich taksowek.
Trzecie ale - to tempo zycia - wszyscy sie gdzies spiesza - tylko gdzie i po co?
Jako kuriozum - wyznam, ze moi szwedzcy znajomi uwazaja, ze ja ciagle bardzo sie spiesze i "zyje na pelnych obrotach".
Jest jeszcze kilka innych ale.................ale te sa do przezycia i "przerobienia". Szczegolnie gdy pomysle o tych pozytywnych stronach kazdej wizyty w Kraju.
Te pozytywne odczucia ..................... to zasluga moich krewnych, przyjaciolek i przyjaciol, kolezanek, znajomych. Serdeczne Wam za to dzieki!!!
Dziekuje rowniez za piekne i mile upominki, za "smakolyki", ktorymi zostalam obdarowana.
Anioly..............
popowieszam, poustawiam na czolowych miejscach ............... i bede sie starala do nich upodobnic............przynajmniej jesli chodzi o .........anielska cierpliwosc.
Dolegliwosc, ktora powoduje "zachwiana rownowage emocjonalna".
Ciesze sie jak dziecko mozliwoscia spotkania bliskich mi osob, okazja do wspomnien lat spedzonych w Polsce i milych chwil przezytych w gronie przyjaciol, odwiedzenia miejsc bliskich sercu, ale .................. no wlasnie ale .....i to nie jedno, a kilka tych ale, ktore sprawiaja, ze pelnia szczescia nigdy nie moze byc kompletna.
Pierwsze ale - to zanieczyszczenie powietrza, ktore mnie alergikowi doskwiera najbardziej!!! Spaliny samochodowe, czad wydobywajacy sie z kominow rozlega sie wszedzie, utrudnia oddychanie, drapie w gardle, powoduje lzawienie i swedzenie oczu.
Drugie ale - to ruch drogowy - szybkosc, styl i brawura. Serce moje nie jest przyzwyczajne do takiego rodzaju przezyc. Chwilami przestaje calkowicie bic, aby za chwile walic 300 uderzen na min. Nie lubie takich "arytmii", a jazde slalomem preferuje ...... na stokach narciarskich.
Moja niespelna 6-letnia ukochana wnusia, stwierdziala ze w Polsce sa najszybsze taksowki na swiecie!!! - tylko samoloty sa szybsze od polskich taksowek.
Trzecie ale - to tempo zycia - wszyscy sie gdzies spiesza - tylko gdzie i po co?
Jako kuriozum - wyznam, ze moi szwedzcy znajomi uwazaja, ze ja ciagle bardzo sie spiesze i "zyje na pelnych obrotach".
Jest jeszcze kilka innych ale.................ale te sa do przezycia i "przerobienia". Szczegolnie gdy pomysle o tych pozytywnych stronach kazdej wizyty w Kraju.
Te pozytywne odczucia ..................... to zasluga moich krewnych, przyjaciolek i przyjaciol, kolezanek, znajomych. Serdeczne Wam za to dzieki!!!
Dziekuje rowniez za piekne i mile upominki, za "smakolyki", ktorymi zostalam obdarowana.
Anioly..............
popowieszam, poustawiam na czolowych miejscach ............... i bede sie starala do nich upodobnic............przynajmniej jesli chodzi o .........anielska cierpliwosc.
poniedziałek, 22 listopada 2010
Tradycji stalo sie zadosc..............
..... w podwojnym znaczeniu:
bo po pierwsze - dzieciaki Ida i Pola zostaly przyjete do wielkiej wspolnoty chrzescijanskiej - w ich przypadku katolickiej.
Nie odbylo sie to bez zgrzytow i pertraktacji ............. ale na szczescie, tak jak wszedzie sa ludzie i ludziska, ksieza ............i duszpasterze.
Wielkie dzieki za to!!!.............. i za piekna, podniosla uroczystosc, ktora wruszyla wiekszosc uczestnikow a u Juli wzbudzila wielka ciekawosc ............
po drugie : tradycyjne spotkanie rodzinne, wprost cudowna mozliwosc kontaktow z bliskimi osobami, wspomnien i radosci z bycia razem. Bo w dzisiejszych czasach rozrzuceni po calym swiecie i zajeci "wlasnym zyciem " nie mamy zbyt wielu okazji do takich przezyc............. poza wlasnie chrzcinami, weselami i niestety pogrzebami.
Pieknie zastawiony stol, dobre jedzonko i.......... napitki
mila, serdeczna atmosfera towarzyszla do poznych godzin wieczornych.
Dziekujemy serdecznie "organizatorom imprezy" - tzn rodzicom Idy i Poli za ten cudowny dzien.
Idzie i Poli jeszcze raz zyczymy wszystkiego.............. naj, naj, najlepszego w ich zyciu.
bo po pierwsze - dzieciaki Ida i Pola zostaly przyjete do wielkiej wspolnoty chrzescijanskiej - w ich przypadku katolickiej.
Nie odbylo sie to bez zgrzytow i pertraktacji ............. ale na szczescie, tak jak wszedzie sa ludzie i ludziska, ksieza ............i duszpasterze.
Wielkie dzieki za to!!!.............. i za piekna, podniosla uroczystosc, ktora wruszyla wiekszosc uczestnikow a u Juli wzbudzila wielka ciekawosc ............
po drugie : tradycyjne spotkanie rodzinne, wprost cudowna mozliwosc kontaktow z bliskimi osobami, wspomnien i radosci z bycia razem. Bo w dzisiejszych czasach rozrzuceni po calym swiecie i zajeci "wlasnym zyciem " nie mamy zbyt wielu okazji do takich przezyc............. poza wlasnie chrzcinami, weselami i niestety pogrzebami.
Pieknie zastawiony stol, dobre jedzonko i.......... napitki
mila, serdeczna atmosfera towarzyszla do poznych godzin wieczornych.
Dziekujemy serdecznie "organizatorom imprezy" - tzn rodzicom Idy i Poli za ten cudowny dzien.
Idzie i Poli jeszcze raz zyczymy wszystkiego.............. naj, naj, najlepszego w ich zyciu.
niedziela, 21 listopada 2010
Demokracja ...............
Kilka goracych refleksji na temat demokracji w Polsce - moich prywatnych refleksji.
Dla mnie wybory samorzadowe zawsze byly i na zawsze pozostana te najwazniejsze. Bo to od ludzi we wladzach regionalnych zalezy jakosc mojego zycia, mojego codziennego zycia.
Zaniepokojona bylam faktem, ze podczas moich rozmow, a wlasciwie usilowan rozmow wokol wyborow podczas pobytu w Polsce zuwazylam wyrazne znuzenie polityka, a nawet w pewnym stopniu niemoc i rezygnacje.
Frekwencja na godz. 15.00 - 27,55% potwierdza moje obawy.
Zastanawiam sie, czy to znurzenie jest wynikiem "rozgrywek" ostatnich miesiecy, czy jest to efekt ujemny czegos co ja!!! nazywam przerostem demokracji.
Prywatnie jestem zwolennikiem obsadzania strategicznych stanowisk "ekspertami na umowe o dzielo" i czeste ich rozliczanie z wykonywanych zadan.
Wybory do rad: wojewodzkich, powiatowych, gminnych i miejskich przeprowadzac rownoczenie z wyborami parlamentarnymi.
Wydaje mie sie, ze pieniadze przeznaczone na kampanie wyborcza, a ktorych marnotrawstwo widzialam na kazdym kroku, sa bardziej potrzebne na poprawe zycia obywateli, w mysl zasady : ziarnko do ziarnka..................
Dla mnie wybory samorzadowe zawsze byly i na zawsze pozostana te najwazniejsze. Bo to od ludzi we wladzach regionalnych zalezy jakosc mojego zycia, mojego codziennego zycia.
Zaniepokojona bylam faktem, ze podczas moich rozmow, a wlasciwie usilowan rozmow wokol wyborow podczas pobytu w Polsce zuwazylam wyrazne znuzenie polityka, a nawet w pewnym stopniu niemoc i rezygnacje.
Frekwencja na godz. 15.00 - 27,55% potwierdza moje obawy.
Zastanawiam sie, czy to znurzenie jest wynikiem "rozgrywek" ostatnich miesiecy, czy jest to efekt ujemny czegos co ja!!! nazywam przerostem demokracji.
Prywatnie jestem zwolennikiem obsadzania strategicznych stanowisk "ekspertami na umowe o dzielo" i czeste ich rozliczanie z wykonywanych zadan.
Wybory do rad: wojewodzkich, powiatowych, gminnych i miejskich przeprowadzac rownoczenie z wyborami parlamentarnymi.
Wydaje mie sie, ze pieniadze przeznaczone na kampanie wyborcza, a ktorych marnotrawstwo widzialam na kazdym kroku, sa bardziej potrzebne na poprawe zycia obywateli, w mysl zasady : ziarnko do ziarnka..................
Juz w "naszym kraju"..............
Po bardzo intensywnych 10 dniach i szczesliwym locie ..... wyladowalismy "w naszym kraju" - jak to okreslila nasza ukochana wnusia.
Ostatnie dwa dni pobytu byly dla niej bardzo dokuczliwym oczekiwaniem na spotkanie z ukochanymi: mama, tata i siostra, od ktorej juz wystarczajaco odpoczela!!!
Tesknila rowniez do ukochanego psa, kota ............i rybek. Czekala na snieg i zabawy na swiezym powietrzu.
Katowice pozegnaly nas bardzo brzydka pogoda - mgla, deszcz i szarosc!!! Szarosc bardziej szara niz normalnie.
Juli spodobal sie fioletowo-rozowy samolot (to chyba ulubione kolory wiekszosci dziewczynek), ktory stal na plycie lotniska
Myslelismy, ze to wlasnie tym samolotem polecimy do domu.
Po jakies godzince przylecial "blizniak" naturalnie w tych samych kolorach, ktory wzniosl nas ponad chmury i przez ponad godzine cieszylismy sie pieknym sloncem.
Julka z zacieciem reportera fotografowala widoki za oknem samolotu, bo byly : takie piekne .......... jak u babci w Lapponii!!!
Dziadek i babcia .... zatesknili do ukochanego raju!!! - ale na ten wyjazd trzeba poczekac az do Wielkanocy.
Jak narazie dziadek cieszy sie, ze juz w poniedzialek bedzie mogl sie spotkac ze swoimi kolegami ........... i wygadac sie do woli!!!
Babcia natomiast bedzie wreszcie mogla sledzic wydarzenia ................ w POLSCE - bo w czasie pobytu w Kraju nie bylo na to czasu, ani checi!!!
Ostatnie dwa dni pobytu byly dla niej bardzo dokuczliwym oczekiwaniem na spotkanie z ukochanymi: mama, tata i siostra, od ktorej juz wystarczajaco odpoczela!!!
Tesknila rowniez do ukochanego psa, kota ............i rybek. Czekala na snieg i zabawy na swiezym powietrzu.
Katowice pozegnaly nas bardzo brzydka pogoda - mgla, deszcz i szarosc!!! Szarosc bardziej szara niz normalnie.
Juli spodobal sie fioletowo-rozowy samolot (to chyba ulubione kolory wiekszosci dziewczynek), ktory stal na plycie lotniska
Myslelismy, ze to wlasnie tym samolotem polecimy do domu.
Po jakies godzince przylecial "blizniak" naturalnie w tych samych kolorach, ktory wzniosl nas ponad chmury i przez ponad godzine cieszylismy sie pieknym sloncem.
Julka z zacieciem reportera fotografowala widoki za oknem samolotu, bo byly : takie piekne .......... jak u babci w Lapponii!!!
Dziadek i babcia .... zatesknili do ukochanego raju!!! - ale na ten wyjazd trzeba poczekac az do Wielkanocy.
Jak narazie dziadek cieszy sie, ze juz w poniedzialek bedzie mogl sie spotkac ze swoimi kolegami ........... i wygadac sie do woli!!!
Babcia natomiast bedzie wreszcie mogla sledzic wydarzenia ................ w POLSCE - bo w czasie pobytu w Kraju nie bylo na to czasu, ani checi!!!
piątek, 19 listopada 2010
Koniec sezonu.............
....galeria zamknieta, ale tylko na okres zimowy. Gdy wiosenne sloneczko ponownie nagrzeje sciany starej chaty .......
obrazy mojej zdolnej siostry ponownie bedzie mozna podziwiac ............ albo nawet zakupic i zabrac do "wiecznego" podziwiania juz we wlasnym domu.
Nie jestem stronnicza, choc tak naprawde mam do tego prawo, kiedy powiem ze wiele z obrazow bardzo mi sie podobalo.
Oto niektore z nich.........
Mam nadzieje, ze wiosna "zalapie" sie na ponowne otwarcie galerii i byc moze promocje nowej ksiazki Andrzeja Kalinina, nad ktora obecnie aktywnie pracuje.
Ze wzruszeniem ogladalam "kacik sentymantalny".........
obrazy mojej zdolnej siostry ponownie bedzie mozna podziwiac ............ albo nawet zakupic i zabrac do "wiecznego" podziwiania juz we wlasnym domu.
Nie jestem stronnicza, choc tak naprawde mam do tego prawo, kiedy powiem ze wiele z obrazow bardzo mi sie podobalo.
Oto niektore z nich.........
Mam nadzieje, ze wiosna "zalapie" sie na ponowne otwarcie galerii i byc moze promocje nowej ksiazki Andrzeja Kalinina, nad ktora obecnie aktywnie pracuje.
Ze wzruszeniem ogladalam "kacik sentymantalny".........
...ale nie tylko wspomnieniami czlowiek zyje!!! Ucieszylam sie kiedy Andrzej obdarowal mnie nowymi wydaniami swoich ksiazek - tym razem elektronicznymi.
Brawo!....... i niech tylko ktos mi powie, ze my "wapniaki" nie nadazamy za technika i trendami.
Julia szybko znalazla swoje miejsce w goscinnym domu p. Kalininow ...
i nawet bardzo zaprzyjaznila sie z jednym z "domownikow"...
czwartek, 18 listopada 2010
Dziadek budowal, a wnuk zrujnowal .......
.....czyli lekcja historii polsko-szwedzkiej.
Dziadek - to Karol IX zbudowal nasze piekne sloneczne miasto Karlstad, wnuk natomiast to Karol X Gustaw podczas Potopu zrujnowal zamki na Jurze Krakowsko-Czestochowskiej.
Jeden z tych zamkow odwiedzilismy podczas dzisiejszej wyprawy "za miasto". Pokazalismy naszej wnusi ruiny zamku w Olsztynie.
Niezbyt dobra pogoda, padajacy deszcz i dosc gesta mgla nie zachecaly do spacerow w naturze. Julia wykonala kilka zdjec:
ruin zamku........
Julia z zainteresowaniem sluchala opowiesci o walkach toczacych sie miedzy szwedami i polakami w okolicach Olsztyna.
Obiecalismy, ze napewno bedzie jeszcze wiele okazji do odwiedzin tego pelnego uroku zakatka Polski ....przy lepszej pogodzie.
Dziadek - to Karol IX zbudowal nasze piekne sloneczne miasto Karlstad, wnuk natomiast to Karol X Gustaw podczas Potopu zrujnowal zamki na Jurze Krakowsko-Czestochowskiej.
Jeden z tych zamkow odwiedzilismy podczas dzisiejszej wyprawy "za miasto". Pokazalismy naszej wnusi ruiny zamku w Olsztynie.
Niezbyt dobra pogoda, padajacy deszcz i dosc gesta mgla nie zachecaly do spacerow w naturze. Julia wykonala kilka zdjec:
ruin zamku........
i stojacego w poblizu zamku starego spichlerza - wpisanego na liste zabytkow klasy 0, ktorym obecnie znajduje sie popularna restauracja
Julia z zainteresowaniem sluchala opowiesci o walkach toczacych sie miedzy szwedami i polakami w okolicach Olsztyna.
Obiecalismy, ze napewno bedzie jeszcze wiele okazji do odwiedzin tego pelnego uroku zakatka Polski ....przy lepszej pogodzie.
Prawdziwe zycie............
....to nie tylko przyjemnosci, ale przede wszystkiem obowiazki - tak mawiano czasami u nas w domu rodzinnym.
Podczas gdy "babcia" zyje tylko przyjemnosciami - mozna powiedziec, ze nawet w nadmiarze, "biedna wnusia" poddaje sie "obowiazkowi szkolnemu".
We wtorek po poludniu Julia odwiedziala Szkole Muzyczna Yamaha w Czestochowie i dzieki uprzejmosci p. Bartka - szefa tejze szkoly mogla brac udzial w zajeciach grupy Dzwiekoludkow.
Bardzo jej sie w tej szkole spodobalo i zalujemy bardzo ze niestety nie ma w Szwecji tego typu szkoly.
Bedzie musiala poczekac jeszcze kilka lat......... aby rozpoczac nauke muzyki w szwedzkiej szkole muzycznej.
Dziekujemy Bartkowi, p.Michalowi, dzieciakom z grupy i ich rodzicom za mile przyjecie i wspaniale wrazenia.
W srode - Julia z wielkim zadowoleniem i wielkim plecakiem (ktory niosl za nia dziadek) podazyla do ..........pierwszej klasy!!!
Miala mozliwosc towarzyszyc wnuczkowi serdecznych przyjaciol babci w jego klasie.
Wrocila do domu ......... z placzem!!!
Tak bardzo spodobalo jej sie w szkole, ze koniecznie chciala w niej spedzic wszystkie pozostale dni naszego pobytu w Polsce.
Nie przestraszyla sie wygladem szkoly i jej otoczeniem, halasem i iloscia uczniow. Zachwycila sie serdecznoscia p. Ani i dzieciakow z klasy Leona.
Napewno ten dzien na dlugo pozostanie w jej pamieci. Pokazywala z duma maskotke i laurke z podpisami wszystkich dzieciakow, ktore otrzymala na pamiatke pobytu w ich klasie.
Serdecznie wszystkim dziekujemy!!!
Podczas gdy "babcia" zyje tylko przyjemnosciami - mozna powiedziec, ze nawet w nadmiarze, "biedna wnusia" poddaje sie "obowiazkowi szkolnemu".
We wtorek po poludniu Julia odwiedziala Szkole Muzyczna Yamaha w Czestochowie i dzieki uprzejmosci p. Bartka - szefa tejze szkoly mogla brac udzial w zajeciach grupy Dzwiekoludkow.
Bardzo jej sie w tej szkole spodobalo i zalujemy bardzo ze niestety nie ma w Szwecji tego typu szkoly.
Bedzie musiala poczekac jeszcze kilka lat......... aby rozpoczac nauke muzyki w szwedzkiej szkole muzycznej.
Dziekujemy Bartkowi, p.Michalowi, dzieciakom z grupy i ich rodzicom za mile przyjecie i wspaniale wrazenia.
W srode - Julia z wielkim zadowoleniem i wielkim plecakiem (ktory niosl za nia dziadek) podazyla do ..........pierwszej klasy!!!
Miala mozliwosc towarzyszyc wnuczkowi serdecznych przyjaciol babci w jego klasie.
Wrocila do domu ......... z placzem!!!
Tak bardzo spodobalo jej sie w szkole, ze koniecznie chciala w niej spedzic wszystkie pozostale dni naszego pobytu w Polsce.
Nie przestraszyla sie wygladem szkoly i jej otoczeniem, halasem i iloscia uczniow. Zachwycila sie serdecznoscia p. Ani i dzieciakow z klasy Leona.
Napewno ten dzien na dlugo pozostanie w jej pamieci. Pokazywala z duma maskotke i laurke z podpisami wszystkich dzieciakow, ktore otrzymala na pamiatke pobytu w ich klasie.
Serdecznie wszystkim dziekujemy!!!
środa, 17 listopada 2010
Czestochowa w oczach Julii................
Podczas gdy babcia zaglebiala sie we wspomnieniach...............
Wnusiunia Julia z aparatem w reku w pelni oddala sie zajeciu reportera i dokumentowala ta najnowasza Czestochowe :
Wnusiunia Julia z aparatem w reku w pelni oddala sie zajeciu reportera i dokumentowala ta najnowasza Czestochowe :
wtorek, 16 listopada 2010
Uliczka babci.......
... uliczka babci, uliczka naszej babci - spiewal kiedys zespol Gaweda.
Szlam uliczka mojej babci, uliczka ktora stala sie z czasem rowniez............. uliczka mojej mlodosci.
Ci co mnie znaja wiedza, ze to ulica Dabrowskiego (albo jak ja ja nazywalam ul. Dabrowska) byla ta ulica, na ktorej wyrastalam, poznawalam zycie, przezywalam wielkie "milosci" i "wielkie porazki". Ulica, ktora przemierzalam codziennie przez 11 lat .... idac do szkoly.
Ulica, na ktora chetnie wracam i odkrywam coraz to nowsze domy, restauracje, sklepy, kancelarie prawnicze. Ulica, ktora pomimo tych wszystkich przemian pozostanie nadal moja ulica!!!
Dzisiejsze spotkanie kolezenskie moje kochane kumpelki zorganizowaly .... na mojej ulicy!!!
Serdeczne Wam za to dzieki.
Spotkanie uplynelo w serdecznej atmosferze, przy dobrym jedzonku i winku..... i napewno pozostanie w pamieci nas wszystkich do...........nastepnego, ktore planowane jest w maju przyszlego roku.
Szkoda jednak, ze nie wszystkim udalo sie dotrzec i spedzic wspolnie kilka niezapomnianych godzin.
Spotkania te sa dla mnie niesamowitym "zastrzykiem energii", daja tak wiele radosci, przywoluja cala mase wspomnien, a te z kazdym rokiem nabieraja coraz wiekszej wagi................ oj chyba sie starzeje???
Szlam uliczka mojej babci, uliczka ktora stala sie z czasem rowniez............. uliczka mojej mlodosci.
Ci co mnie znaja wiedza, ze to ulica Dabrowskiego (albo jak ja ja nazywalam ul. Dabrowska) byla ta ulica, na ktorej wyrastalam, poznawalam zycie, przezywalam wielkie "milosci" i "wielkie porazki". Ulica, ktora przemierzalam codziennie przez 11 lat .... idac do szkoly.
Ulica, na ktora chetnie wracam i odkrywam coraz to nowsze domy, restauracje, sklepy, kancelarie prawnicze. Ulica, ktora pomimo tych wszystkich przemian pozostanie nadal moja ulica!!!
Dzisiejsze spotkanie kolezenskie moje kochane kumpelki zorganizowaly .... na mojej ulicy!!!
Serdeczne Wam za to dzieki.
Spotkanie uplynelo w serdecznej atmosferze, przy dobrym jedzonku i winku..... i napewno pozostanie w pamieci nas wszystkich do...........nastepnego, ktore planowane jest w maju przyszlego roku.
Szkoda jednak, ze nie wszystkim udalo sie dotrzec i spedzic wspolnie kilka niezapomnianych godzin.
Spotkania te sa dla mnie niesamowitym "zastrzykiem energii", daja tak wiele radosci, przywoluja cala mase wspomnien, a te z kazdym rokiem nabieraja coraz wiekszej wagi................ oj chyba sie starzeje???
Czestochowa, miasto mojej mlodosci...........
Piekna pogoda sprzyja wedrowkom po moim miescie...............
Wspominam i opowiadam mojej wnusi o "zyciu" w latach mlodosci.
Wspominam i opowiadam mojej wnusi o "zyciu" w latach mlodosci.
niedziela, 14 listopada 2010
Pomieszanie z poplataniem....
.... jak to wlasciwie pora roku?
Tak wygladalo jak wyjezdzalismy z domu...............
A tak wyglada teraz ...............
Tak wygladalo jak wyjezdzalismy z domu...............
A tak wyglada teraz ...............
Subskrybuj:
Posty (Atom)