niedziela, 27 grudnia 2009

Swieta, swieta...i po swietach.......

.... formalnie tak, ale w tym roku dostalismy od kalendarza jeden dodatkowy dzien na swietowanie .... albo na wypoczynek!!!
Niech kazdy wykorzysta go w najlepszy sposob.
My musimy poswiecic go na wysilek fizyczny .... tzn. odsniezanie !!! Ale moze to i dobrze - bo po takim "obzarstwie" jakie sami sobie fundujemy .... to bardzo potrzebne.
Chyba....... udalo mi sie dotrzymac slowa i nie zrobilam wiecej potraw niz w roku poprzednim!!! Ale - te wszystkie obowiazkowe potrawy z kuchni szwedzkiej i polskiej oraz nasze rodowe potrawy sprawiaja, ze stol sie lekko ugina!!!
dobrze, ze zachowalam inna wazna tradycje z mojego domu rodzinnego - "wizyterow". Tradycja troszeczke zostala zmodernizowana i obecnie odwiedzin dokonuja cale rodzinki ....... a nie tak jak w dawnych czasach - kiedy to wizyterami byli tylko panowie - gdyz panie siedzialy w domu.......... i oczekiwaly na wizyterow, aby ich ugoscic!!!
Odwiedziny te odbywaly sie w pierwszy dzien swiat - Wigilja nalezala bowiem do najblizszej rodzinki!!! a w drugi dzien swiat wydawano proszone obiadki.
Wiec w naszym domu w pierwszy dzien swiat bylo dosc gwarnie i wesolo a goscie wymieniali sie miejscami przy stole i pomagali nam wyprozniac polmiski - ku mojej wielkiej radosci!!!


Na sniadanie i lunch czyli tak zwany brunch serwowalam tradycyjne potrawy swiateczne.

Obiado-kolacja serwowana po godzinie 18 -tej skladala sie z 3 dan :
- przystawka: to losos przyrzadzony wg tradycji lapponskiej serwowany z kawiarem z sielawy, smietana i czerwona cebulka.
- danie glowne - to kaczka orange. Poniewaz uzywalam tylko piersi z kaczek, wiec usmiercilam kilka "kaczorkow"!!! (jednego - a wlasciwie jedna -nawet z premedytacja)- napewno ku zadowoleniu wielu ?- a... napewno moich gosci!!!
- deser - parfait z owocow rosnacych w Norrlandii .
Siedzac i jedzac nie zauwazylismy, ze za oknami ciagle padal snieg i przykryl caly otaczajacy nas swiat pierzynka tak okolo 30- 40 cm .
Okolo godz 24.00 gdy pierwsza para naszych gosci postanowila pojechac do domu zrozumielismy nagle powage sytuacji.
Po odkopaniu i wypchnieciu samochodu udali sie w "daleka podroz". Jazda w normalnych warunkach zajmuje okolo 20 min - tym razem trwala 4 razy dluzej ... i zakonczyla sie szczesliwie.
Nastepni goscie nie mieli takiego szczescia ........ ale miele jeszcze wieksze ... ich zamowiony transport nie dojechal do nas: wiec wyciagnelismy "naturalnie schlodzona" i swietowalismy do rana.

Po kilku godzinach snu .... od nowa Polska Ludowa.... i tak goscilismy sie do godziny 15 dnia nastepnego - az plugi odsniezyly nasze ulice osiedlowe i wreszcie mozna bylo poruszac sie samochodem.
Pieknie ... dla tych co swietuja, uroczo dla dzieci ......... ale mysl o tych co pracuja, np sluzba zdrowia, straz itd - podnosila moje wlosy na glowie o kilka cm!!!

1 komentarz:

  1. Bardzo dziekujemy za ta szkole gotowania!
    Ta prawie 10-cio godzinna nasiadowka uplynela jak zbicza trzasnol. Teraz tylko scisla dieta przez najbliższy miesiac.
    Dzieki

    OdpowiedzUsuń