niedziela, 22 września 2013

Zwatpilam ......


w "pozytecznosc" przebywania na swiezym powietrzu i spacerow na lonie natury.
I prosze nawet nie probowac mnie przykonywac, bo i tak nie uwierze;-)

Wczoraj wbralismy sie na lono natury aby podziwiac piekne jesienne widoki i pokibicowac naszej wnusiuni, ktorej druzyna rozgrywala pilkarski turniej.
Sloneczko pieknie swiecilo, cieplutko bylo, wiec wydawaloby sie ze przecudowna sceneria do zdrowych spacerow i dotleniania zanim nastapia jesienne sloty.
Ale nie tylko ja tak pomyslam ....... bo w powietrzu zaroilo sie od insektow. Jedna taka mala "pszczolka Maja" upodobala sobie mnie, wlasnie mnie z calej masy ludziskow.
Podleciala do mnie, przeleciala nad moja glowa i zupelnie niespodziewanie zmienila kierunek lotu i uzadlila mnie w moja delikatna "labedzia szyjke".
Krzyknalam jak zarzynane prosie i odgonilam scierwo, ale zadelko zostawila. Slubny pospieszyl na ratunek, wyrwal zadlo i wydawaloby sie ze wszystko dobrze sie skonczylo.

Wieczorkiem podczas proszonego obiadu odczulam, ze to nie tylko krzyk po uzadleniu byl "prosi", o nie!!!
Caly moj kark zaczal przypominac "prosiaczy karczek"  .... rozowiutki, wielki i nawet tlusciutki;-((  i co najgorsze swedzial i piekl jakby juz byl smazony na roznie. I podgardle zaczelo mi rosnac .....

Dzisiaj wiec zamiast poddac sie blogiemu niedzielnemu wypoczynkowi, byc moze nawet na lonie natury, zmuszona bylam odwiedzic Pana w bialym fartuchu, a do tych mam wielka awersje.

Pan dokotor poogladal, pozagladal, posluchal, opukal, postukal, pomacal i powiedzial, ze bede zyla,
ze nie ma zadnej infekcji, jak narazie ....... i ze to alergiczna reakcja.
Zapisal leki i podziekowal za odwiedziny;-))

Przez dwa tygodnie bede teraz wcinac niebiesciutkie tableteczki, zakupione za moje ciezko zapracowane pieniazki ...... ktore tak naprawde wolalabym wydac na lepsze przyjemnosci
..... na szczescie sa to tabletki nowej genaracji, wiec po nich nie bede sie ponoc czula zmeczona i przygaszona.

Rachuneczek za wizyte u Pana doktora przyjdzie poczta do domu, bo teraz u nas wszystko zaczyna byc bezgotowkowe, co absolutnie nie znaczy ze darmowe.

4 komentarze:

  1. Te owady coraz wredniejsze jakieś, kiedyś nie było takich problemów. Albo my coraz mniej odporni albo te stwory coraz bardziej groźne.
    Niech Ci szybko przejdzie Ino, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuje. Ja unikam jak ognia. W przypadku żądła pozostaje mi pogotowie i potężna dawka kofeiny.
    W tamtym roku mnie ugryzła w Rogalinie (na szczęście nie użądliła) i też na miesiąc miałam podobny rumień i niestety "zjawiska" nieurologiczne. Czułam się przez dobę jak podłączana do prądu.
    Dlatego wiem co to znaczy.
    Pozdrówki i zdrówki przesyłam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak wygladam po ukaszeniu komara :)
    Tez wcinam tableteczki antyhistaminowe (tak to sie pisze?)zwlaszcza przez okres letnio-jesienny.
    Lekarz przepisal mi recepte na nie, wiec kosztuja mnie o niebo taniej.

    Nie rozumiem tylko jednego, w Polsce jak mnie komar uzarl to poswedzialo i juz, a tu mam podobnie jak ty banie ogromniasta, twarda, zaogniona, piekaca i swedzoca jak diabli.
    Jakas wsciekla odmiana tych wszystkich robali tutaj mieszka :)


    szybkiego powrotu do "pieknej labedziej szyji"
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. wiem oj wiem co to znaczy, też w zeszłym tygodniu miałam bliskie spotkanie z osą, tym razem na szczęście nie spuchłam, pomogła szybka interwencja aspiveninem(pompka do odsysania jadu polecam), którą mam zawsze w pogotowiu,po wcześniejszych takich spotkaniach, wprawdzie wściekłe swędzenie utrzymywało się przez kilka dni ale teraz został już niewielki ślad pozdrawiam ira

    OdpowiedzUsuń