sobota, 10 maja 2014

Przerazilam sie strachliwie.....


podczas wczorajszego deszczowego spacerku w moim lesie ......

ze bede musiala zmniejszyc ilosc ginu w moich lubianych drinkach.
Straszliwe!!!
Gin, ten zaoszczedzony na drinkach bede zmuszona dalewac do jalowcowego sosu, ktory specjalnie sobie umilowalam do dziczyzny.

Taki wlasnie sos postanowilam "zgotowac" do wczorajszego reniferowego obiadku i korzystajac ze sprzyjajacych warunkow atmosferycznych dla alergikow wiosennych, czyli zycio- i zdrowiodajacego deszczu, pobieglam do lasu aby nazbierac kilka swiezutkich galazek jalowca, ktore mialy byc podstawa smakowa do sosu.

Po wejsciu do "mojej jalowcowej spizarni" doznalam szoku. Prawie wszystkie jalowce zostaly opanowane przez straszliwe ..... pomaranczowe grzyby, i to nie kurki;-((
Sos ze zwiekszona zawartoscia ginu okazal sie wysmienity, wprost delikatusny. I na tyle luksusowy, ze bedzie teraz spozywany tylko .....na wielkie okazje;-))


1 komentarz:

  1. Irokez, jak nic grzyb-irokez. Nie spotkałam. Mnie przeraził wczoraj wielki łoś, który bez pardonu wkroczył na szosę. Dobrze, że przed zakrętem a nie po. Ładne zwierze i ... tyle mięsa do sosu ostentacyjnie powędrowało na bagna :). Wiosenne spotkania na żywo i z przyspieszonym biciem serc :).

    OdpowiedzUsuń