niedziela, 6 kwietnia 2014
Jagodzianka na kosciach ......
albo, jak kto woli ...... likierek fiolkowy juz gotowy i czeka na spozycie .....
Podwietlajaca lampka odrobine "zmienila" kolor, ktory w rzeczywistosci jest dokladnie taki sam jak .... denaturatu.
Podziwiajac moj "eliksir milosci" zebralo mi sie na wspominki i przenioslam sie kilkadziesiat latek wtecz do pewnej kurortowej nadmorskiej miejscowosci, w ktorej mielismy zwyczaj spedzac letnie wakacje.
Bylo to w czasach PRL-u, kiedy to kazdy szanujacy sie zaklad pracy w ramach akcji socjalnej zapewnial swoim pracownikom 2-tygodniowy turnus wypoczynkowy.
I jak to na turnusach bywalo, odpowiedzialny pracownik Kulturalno-oswiatowy organizowal wieczorek zapoznawczy, a na zakonczenie pozegnalny.
Orkiestra przygrywala .... skocznego begina, i twista tez .....
Stoly zastawialo sie siedzikami, salatkami, galaretkami, bigosami ...... przyrzadzonymi przez mile panie kucharki. Naturalnie do takiego jedzonka musialo byc kilka buteleczek napojow wysokoprocentowych, bo jak zabawa, to na calego.
Buteleczki, te nie wchodzily niestety w "stawke zywieniowa" i kazdy turnusowicz musial sam zadbac o ich "zalatwienie".
My, mlodziez ..... kwiat narodu;-)) bylismy wtedy biednymi studentami i calkowicie uzaleznieni od kieszeni naszych prawnych opiekunow. Czyli inaczej mowiac mielismy tyle buteleczek, na ile naciagnelismy naszych rodzicow.
Przed jednym z takich wieczorkow, dwoch pomyslowych braci "W" opracowalo plan zdobycia wiekszej ilosci buteleczek.
Za "ciezko zdobyte" pieniazki zakupilismy kilka butelek zytniej i taka sama ilosc butelek denaturatu.
Denaturat powedrowal do lasu ..... pod krzaczki, a butelki z zachowanymi etykietami, dokladnie wymyte i napelnione zytnia zaprawiona jagodami!!!
Chyba nie musze opisywac przerazenia, ktore zagoscilo w oczach naszych "opiekunow" kiedy ujrzeli ustawione na stole "dla mlodziezy", butelki z .... jagodzianka na kosciach;-))
Rodzice jeden za drugim, wzywali na osobista rozmowe swoje pociechy i wymuszali na nich przyrzeczenie ze nie beda pili tego swinstwa i trucizny. W ramach rekompensaty zaopatrywali pociechy w czysty, dobry trunek!!!
Nie pamietam ile takich buteleczek zdobylismy wtedy, ale zareczam, ze ta utrata pamieci to nie tylko wynik uplywu czasu;-)))
Naturalnie z czasem wszystko wyszlo na jaw i przez lata bylo tematem wspominek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz