Kiedy tydzien temu przybylismy do mojego raju;) sasiedzi, ktorzy przyszli nas powitac zlozyli nam relacje, z wydarzen z ostatnich 4 tygodni, tzn od czasu kiedy pojechalismy do domu po ostatnim malym urlopie, poczas ktorego podziwialismy slonce swiecace cala dobe.
Oprocz wczesniej podanej informacji o braku moroszki, z wielka egzaltacja opowiadali o naszych nowych sasiadach, ktorzy osiedli sie na naszej bezludnej wyspie.
Wedlug ich relacji jest to prawdziwa szczesliwa rodzinka: rodzice z dwojka dzieci.
Bylam bardzo ciekawa, co to za rodzinka i jak czuja sie na naszej wyspie, ktora do tej pory traktowalismy jako idealne miejsce na wieczorne spacery, rozmyslenia i medytacje.
A jak bedzie teraz? ..... czy nadal bede mogla swobodnie poruszac sie po wyspie , robic zdjecia, ogladac piekne zachody slonca.
Podgladalam z tarasu, ale sasiedzi sa jacys bardzo plochliwi, niesocjalni.......... i ukrywali sie przez caly tydzien bardzo dokladnie. Moze nie czuli sie zbyt komfortowo z nasza obecnoscia?
W czasie moich "podgladan" mialam okazje zobaczyc piekna kacza rodzinke. Dzielna mama wyprowadzila swoje 9 pisklat na wieczorne "plywanie".
Ale sasiadow ............ nie bylo widac.
I nagle dzisiejszego wieczoru pokazali sie. Niestety nie widac bylo drugiego dziecka. Najprawdopodobniej stracili swoje jedno dziecko w jakiejs tragicznej historii. Moze dlatego nie pokazywali sie dla reszty swiata.
Ucieszylam sie bardzo, ze wreszcie moglam sie z nimi zapoznac.............................
..... bo bardzo lubie zurawie, szczegolnie kiedy sa tak blisko mnie......... na wyciagniecie obiektywu.
Nie bede sie "im narzucac" ..... niech zyja sobie szczesliwie i w spokoju.
......... a zachody slonca bede ogladac ..... z lezacego w poblizu polwyspu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz